Historia porodowa
Wandy
Doświadczając porodów domowych z tak wspaniałym zespołem nie było innej możliwości niż urodzić swoje pierwsze dziecko właśnie w ich obcięcia.
🍋 WSTĘP : Nie wiem jak zacząć tą historię ale wiem, że muszę się zebrać do niej jak najszybciej w jeszcze żywych emocjach bo jak po czasie staram się opisywać porody domowe, w których brałam udział to później to przeżycia mi uciekają i nie ma już takiej energii jak pierwszego dnia. Ta historia jakkolwiek kwieciście i rozlegle ją opiszę nie odda tego co zadziało się we mnie w środku przy tym wszystkim, duchowości i emocjonalność.. i jak ważnym było wydarzeniem zmieniającym tak wiele i budującym jako kobietę i położną.
Zawsze opisuje sobie ważne rzeczy żeby móc do nich wrócić ale jednocześnie wiem, że słowa nie są w stanie ich oddać.
Spodziewaj się najlepszej możliwej opcji ale przygotuj się na najgorsze to będzie tytuł opisujący tą przygodę.
To był najpiękniejszy poród jaki mogłam sobie wymarzyć.
Ze względu na chwilowe komplikacje w 39 tygodniu pojechałam do szpitala Medeor, w którym miałam plan B rodzenia, napisałam dokumenty żeby w porodzie nie musieć tego robić. Mimo iż byłam pogodzona z różnymi opcjami – bo wiem, że najgorsze mieć jeden plan na poród – wtedy jeśli coś pójdzie nie tak to pacjentki mają ogromne poczucie straty – ja jako osoba niezwykle zaplanowana musiałam to przerobić w swojej głowie i otworzyć się na wiele opcji.
W dniu, w którym pisałam te dokumenty, planowo, spokojnie – na dyżurze były same dobre i życzliwe osoby, możnaby pomyśleć zerowy stres – nic tylko rodzić. A ja mimo iż znałam te dokumenty to byłam tak zestresowana, że ciągle robiłam jakieś błędy, nie mogłam się totalnie skupić co napisać i cała byłam w jakimś mega stresie – wtedy pomyślałam o pacjentkach, które nie mają tego luksusu znać wszystkie twarze i jaki one muszą mieć poziom trudności i stresu? To na pewno było dla mnie kolejne doświadczenie zawodowe.
Po napisaniu dokumentów i ponownym pobraniu badań wróciłam do auta gdzie przesiedziałam chyba godzinę starając się zrozumieć te odczucia – no kurcze przecież tam od lekarzy, którzy obejmował dyżur po położne na porodowce, anastezje i poloznictwo trwał personelowy dyżur moich marzeń gdyby to zaczęło się tego dnia.
Napisałam Dorocie, że w razie czego papiery są napisane i leżą w jej teczce. A ona z pełną pewnością siebie napisała, że trzyma kciuki i ma nadzieje, ze się NIE przydadzą.
🍋🍋WSTĘP 2.0
W domu miałam przygotowane wszystkie opcje jako alternatywy łagodzenia bólu, które spotkałam w porodach w domu i szpitalu i które widziałam, że pomogły.
Podchodząc z założeniem, że nawet jeśli szpital to będę chciala pojechać tam JAK NAJPÓŹNIEJ.
Miałam kupiony basen, folie do niego, grzałkę do wody,
Do bramkowania bólu mate z kolcami, grzebienie
Szale rebozo, gwizdek porodowy, wypożyczony tens, kilka ciepłych termoforów
I co najważniejsze w głowie ukończenie kursu hipnoporodu
W końcu nie wiedziałam co będzie przydatne jak przyjdzie ten dzień.
Do porodu przygotowaliśmy się oboje wiedziałam, że chce żeby Adam był czynnym wsparciem w porodzie. Na spotkaniu w 36tygodniu i wizycie kwalifikacyjnej poprosiłam, żeby Dorota i Irena NIE OSZCZEDZAŁY NAS W SŁOWACH i opowiedziały o wszytskich możliwych powiklaniach tak żebyśmy razem mogli świadomie podjąć tą decyzję.
I teraz o co tu chodzi : przed podpisaniem umowy do porodu domowego każda pacjentka jest informowana o możliwych powiklaniach. Mimo iż poród domowy jest statystycznie porównywalnie bezpieczny do porodu szpitalnego to w każdym porodzie i na każdym etapie mogą się wydarzyć komplikacje. Mogą być spadki tętna u dziecka, krwotoki na różnych etapach, dystocja barowa, oddzielenie łożyska, zwiększone krwawienie w trzecim okresie porodu.. I wiele wiele innych rzeczy, o których ciężko się słucha ale uważam, że decyzje powinno się podjąć z całą tą wiedzą.
I MIMO ŻE ZESPÓŁ Z KTÓRYM JEŻDŻĘ DO PORODÓW W DOMU i który wybrałam do swojego porodu ma bardzo ładną statystykę i NIE miał żadnego szybkiego transferu z udziałem karetki – mimo iż jeździ długo bo od lat 90. To chciałam żebyśmy świadomie usłyszeli to razem.
Mimo iż ja słyszałam te teksty z milion razy to po drugiej stronie stołu słucha się ich zupełnie inaczej – co zauważyły Irena i Dorota po mojej minie, która nie miała już 100% pewności.
Natomiast Adamowi powieka nawet nie drgnęła i byłam pełna podziwu jak wierzy w fizjologie, w to że dam radę i w to że organizm kobiety wie co robi a jak da znak, że trzeba jechać to ufa, że dziewczyny będą wiedziały kiedy jets granica.
Po podpisaniu umowy i wyjściu położnych od nas z domu porozmawialiśmy jeszcze sami. Powiedziałam, że ja najbardziej ze względu na swoje uczulenia boję się, że transfer mógłby się odbyć już po porodzie ( nie wiem skąd ale miałam gdzieś w głowie ten strach o obrażenia krocza ) i powiedziałam : no wiesz pewnie wtedy będziesz musiał zostać troszkę z dzieckiem a ja będę musiała jechać do szpitala na szycie. ( przygotowana na plany od a do e miałam nawet zamrożoną i zebraną w ciąży siarę. ) Oraz dalej dyskutowałam, że w razie transferu w trakcie porodu to jest mega stresujące prowadzić samochód.. A Adam miał pełną pewność, że spokojnie damy radę.
Byłam zachwycona i jednocześnie zastanawiało mnie czy on ma naprawdę taka świadomość i pewność czy wręcz odwrotnie.
Adam był ogromnym wsparciem w całej ciąży i naprawdę nie mogłam trafić lepiej. Nasze przygotowanie pod względem 'szkoły rodzenia’ też było na innym poziomie niż zwykła szkoła rodzenia i kupienie wypasionej wyprawki. Ja postawiłam na przygotowanie psychiczne.
Jako podsumowanie powiem to co każdej pacjentce : w porodzie szpitalnym przy powiklaniach można oddać odpowiedzialność, że personel zrobił wszystko co w ich mocy. W porodzie domowym ta odpowiedzialność bardziej spada na to, że to Wy podjeliscie decyzję o porodzie w domu.
🍋🍋🍋 PORÓD WSTĘP :
Przewidywany termin porodu 18.11.24
40 tygodni plus. Zgodnie ze standardem powtórzyłam USG a co drugi dzień robiłam zapis KTG. Dodatkowo powtórzone badania morfologii i moczu wyszły prawidłowo.
Nie miałam, żadnego skurczu przepowiadającego, żadnego pobolewania, moja szyjka w badaniu ginekologicznym była daleko od tyłu i nie dawała żadnego znaku, że ma w planach coś zrobić. Ja dalej chodziłam na fit zajęcia dla ciężarnych i korzystałam z bycia w ciąży najbardziej jak się dało.
W środę odszedł mi czop śluzowy – to ogólnie nic nie oznacza. Poród może zacząć się dziś a może za dwa tygodnie ale zobaczyłam światełko w tunelu, że jednak moja szyjka zaczyna się przygotowywać.
W czwartek 21.11. o godzinie 23 obudził mnie jeden miły skurcz a ja ucieszyłam się, że moja macica zaczyna wiedzieć co robić. Przywitałam go w pełni szczęścia i ekscytacji! Znając życie stwierdziłam że muszę się wyspać a nie podniecać tym, że miałam skurcz więc położyłam się spać. Co jakiś czas w nocy i tak wybudzaly mnie dolegliwości ale niebolesne i tak do 9 rano walczyłam o każda minute snu na zapas żeby w razie czego zebrać energię.
Poprosiłam Adama, żeby został na 🏠 ofice bo będzie mi miłej jak po prostu będzie. W planie miałam drzemać w dzień ale mimo tego że byly to delikatne pobolewania to nie dawały mi się położyć do łóżka.
Nie odpaliłam żadnej aplikacji ani liczenia skurczy stwierdziłam, że jak się zacznie to się zacznie i chyba będę wiedziała.
Koło 14 zaczęła się jakaś regularność ale po prysznicu przeszła.. nie patrzyłam kurczowo na zegarek. Stwierdziłam, że jak się zacznie to się zacznie. Koło 17 zadecydowaliśmy, że jednak nie idziemy na urodziny do znajomych bo głupio tak w restauracji działać ze skurczami i jednak bezpiecznie mi w tej przestrzeni. Koło 18 wróciło coś konkretniejszego siedziałam na piłce, w okolicy krzyżowej miałam CIEPŁY OKŁAD a jak szedł skurcz to przytulałam do pleców okład za pomocą chusty REBOZO a RĘKOMA sobie ja CIĄGNĘŁAM bramkując skurcz i oddychałam przeponowo żeby dotlenić 🍋 bo miałam taka myśl, że jeśli to jakieś nękające skurcze to mogą zzieleniec wody. – I TU POWINNAM ZACZĄĆ, ŻE TRUDNO BYĆ POŁOŻNĄ I RODZĄCA JEDNOCZEŚNIE I ŻE TO ZUPEŁNIE NIE POMAGA.
Poniewaz cały dzień ze spania nici więc spróbowałam się zbadać a w tym badaniu zastałam dwa luźne palce – okej stwierdziłam, że jednak coś się dzieje. Zdążył przyjęć do nas Paweł, a ja starałam się zachowywać dobrą minę udając, że to takie nic natomiast słusznie zauważył patrząc na zegarek, że chyba te skurcze są co pięć minut. Pierwszy raz odpaliłam stoper żeby zmierzyć ile trwają.. Po jego wyjściu koło 21 ( tu musiałam wejść w spis połączeń bo już nie jestem w stanie umiejscowić tego w ramach czasowych ) dałam znać Dorocie, że może w badaniu nie ma nic ciekawego ale tej nocy będzie wezwanie natomiast na razie niech zaplanuje sobie położenie się nie za późne spać oraz zapytałam ją jak uważa co tu robić skoro to tak idzie sobie swoim rytmem ale nie jakoś ultra szybko chociaż skurcze nie są bolesne. Wskazówki jednak dla efektywniejszego odpoczynku sprawiły, że rozłożyliśmy w łazience folie i BASEN a ja dzięki temu w wodzie mogłam się zrelaksować.
Prowadzenie tego porodu momentami W WODZIE w pierwszym okresie było dla mnie na tyle super, że owszem skurcze na każdym etapie były tak samo mocne ALE w czasie przerwy a to na nią najbardziej czekałam i to pomagało mi przetrwać każdy kolejny skurcz MYŚLENIE O PRZERWIE i czekanie na przerwę nie na skurcz – takie myślenie odwracało uwagę. W każdym razie w wodzie PRZERWA BYŁA O WIELE BARDZIEJ EFEKTYWNA. Byłam zupełnie wyluzowana na te wolne od skurczu minuty. Natomiast w skurczu moje nogi i miednica dawały się ponieść i robiły zupełnie co chciały, pociaganie chusty rebozo z Adamem dawało mega mega mega efekt no i działanie dźwiękiem głosem, buczenie, niskie tony, liczenie dla zwolnienia oddechu – to było to! Myślenie o tym żeby dotlenić dziecko i ciągle powtarzałam, że omawialiśmy to że będzie ciężko ale będę obok i że mnie też boli ale damy sobie radę.
Patrząc w spis połączeń – bo zaburzenia czasu w porodzie jak teraz próbuje to sobie ułożyć są spore – przed północą zadzwoniłam do DOROTY HAŁACZKIEWICZ, że zbadałam coś ciekawszego i bardziej zachęcającego ale najbardziej chce żeby przyjechała żebym czuła się bezpiecznie..
Dodałam, że nie musi się spieszyć..
Jako rodząca POŁOŻNA do chociaż minimalnego wyłączenia głowy analizującej postęp i patrzącej na tony w KTG potrzebowałam kogoś komu oddam tą odpowiedzialność.
🍋🍋🍋🍋 PORÓD 4CM :
Po przybyciu Doroty zdałam jej raport, że ciśnienie mam dobre, że tony są cały czas okej, że chce na spokojnie żeby mnie zbadała…
Spodziewałam się 'lepszego’ werdyktu kiedy patrzyłam na jej zadowoloną twarz.
A Dorota pięknym głosem powiedziała, że w badaniu jest ślicznie, mamy takie cztery centymetry ale jeszcze troszkę sprężystej szyjki.
Zachowałam spokojną twarz ale w głębi siebie potrzebowałam chwili na wyjście z wody i pójście sama do pokoju żeby przemyśleć wszystko ze sobą.
Radziłam sobie dobrze, nie określiłabym tych skurczy jako ból bo to mijało i było do wytrzymania..
NO ALE SERIO TYLKO CZTERY?! i oczywiście na głowę wjechała mi analiza położnej, że to cztery to często tak stoi w miejscu, że jak teraz ta głowa jest na tej wysokości a tak ją czuje to co będzie dalej..
Dorota zapytała czy może zadzwonić po IRENE STAŚKIEWICZ, ja zapytałam czy to jest sens męczyć je dwie jak mamy dopiero 4cm a Dorota powiedziała, że dzwoni po nią i już.
( mimo to że wiele osób chciało brać w tym wydarzeniu udział w tym super położne – i że dla pamiątki miałam zaproponowane nawet zdjęcia w porodzie to już na etapie ciąży i usłyszenia tej możliwości zasugerowałam, że to bardzo miłe ale chciałabym w porodzie mieć jak najmniejszą ilość osób i czuć się jak najbardziej intymnie i nie martwić się o kolejną osobę – bałam się że będę zestresowana czy oni wszyscy się nie nudzą, mają co jeść, jest im wygodnie itp.. )
Chciałabym dalej opisywać to etapowo tak logicznie ale zaburzenia czasu, o których wspomniałam są naprawdę spore. Może z perspektywy Doroty czy Ireny ta historia wygląda inaczej. Mam nadzieję, że nie mijam się z prawdą. Mam takie wrażenie jakby ten poród poszedł mocno do przodu kiedy odblokowałam głowę i poczułam się bezpiecznie, wiedząc że te dwie położne są już obok.
W mojej perspektywie poród i wsparcie całej tej trójki były idealnale : UCISKANIE MIEDNICY to było świetne, ciepła woda w basenie, stawanie na kolcach pranamat stopami, zapieranie rąk o belki, dalsze ciągnięcie rebozo z Adamem, tens na plecach, czasem ciepłe termofory i niskie dźwięki oraz mówienie do dziecka że da sobie radę ze idzie świetnie że ma się nie bać, że ja też to czuje ze mnie też boli sprawiało, że ta historia w mojej głowie tu dochodzi do jakiś 7cm.
No to co? czas na kryzys siódmego centymetra..
🍋🍋🍋🍋🍋 Wsparcie i obecność męża w porodzie :
Przerwa na chwalenie Adama. O tym mogłabym napisać książkę ale zrobię skrót. Zawsze oceniłam nasza relacje wysoko. Ale nie sądziłam, że aż tak. Cały czas czułam się bardzo swobodnie rodząc w jego obecności. Mam odczucie, że umieliśmy się komunikować co w którym momencie jest potrzebne. A jednocześnie on sam wiedział kiedy dolać cieplej wody, kiedy wymienić okłady, jak ucisnac miednicę a gdzieś tam w między czasie przypominał o wodzie i jedzeniu no i zajmował się Dorota i Irena jeśli czegoś potrzebowały.
To co mówię w każdym porodzie każdej rodzącej, że nawet najlepszy personel NIE CZYTA W MYŚLACH więc warto dawać wskazówki czego się potrzebuje. Chociaż Irena i Dorota wiedziały jak mi pomóc bez większych wskazówek ale mimo wszystko czasem niewielka zmiana ucisku po komunikacie : niżej, wyżej – robiła wielką ulgę.
W trakcie ciąży starałam się przygotować go na to, że w skurczu będę miała dość i będę chciała umierać – ale sam mówił że mimo przygotowania zadziwiającym było jak w skurczu cała się zmieniam – a po skurczu jak wracam do normalnej rozmowy jakby nic się nie wydarzyło.
Mój ulubiony komentarz Adama w sprawie porodu był właśnie o tym, że wiedział, że mówiłam mu o tym, że tak może być ale jak on widział jak ja jestem w transie na skraju wytrzymałości przez tą minute ale patrzył na spokój Doroty i Ireny, które jadły sobie ciastko albo piły herbatę to czuł i wiedział, że to jest normalne albo że one widziały już wszystko i to je nie rusza.
Nie wyobrażam sobie, że mogłoby to nie być. Wiedzieliśmy, że jeśli nastąpi chwila, że któreś będzie chciało przestrzeni to ma o tym powiedzieć ale na szczęście całość porodu spędziliśmy razem. Adam dbając o siebie kilka razy też wyszedł złapać oddech do okna i Dorota z Irena też dbały o niego żeby czasem odpoczął – tutaj chyba on powinien się wypowiedzieć z perspektywy wsparcia jak się czuł. Mówił, że było mu ciężko patrzeć, że nie może zabrać ode mnie tego bólu a ja emocjonalnie wiedziałam, że to normalne ale widziałam jak płacze, że nie może mi pomóc – emocje w porodzie były niesamowite z każdej strony.
I jak to dodał : wiedziałem, że to co się dzieje jest normalne i po skurczu rozmawiałaś totalnie na luzie i wracałaś do świadomości ale Twoja siła w skurczu była tak wielka, że dwa razy jak ciagnelismy się o chuste to prawie wrzuciłaś mnie do basenu.
Tak więc partner w porodzie SUPER OPCJA i ja sobie nie wyobrażam inaczej ale wiem, że trzeba być do tego naprawdę przygotowanym żeby to wsparcie mogło być efektywne i żeby móc się całkowicie otworzyć przy osobie bliskiej i nie stresować tym jak poszczególne fazy porodu wyglądają. Dlatego jest to naprawdę indywidualne podejście i decyzja każdego. Nieraz widziałam jak obecność partnera blokowała poród po czym Pan wychodził na chwilę z sali i dosłownie wracał jak było po wszystkim. Dlatego to tak ważne żeby w porodzie były osoby, które pomogą otworzyć i głowę i ciało.
Dla partnerów w porodzie naprawdę problemu nie stanowi krew czy różne 'widoki.’ Z moich obserwacji wynika, że najtrudniejsze dla nich jest znieść to, że mają poczucie iz nie mogą pomóc partnerce i zabrać od niej cierpienia. Ta 'bezsilność’ jest najtrudniejsza. Chociaż nie jest to bezsilność – jego wsparcie było nieocenione i wielkie.
🍋🍋🍋🍋🍋🍋 To co pamiętam dalej :
Mam nadzieję, że jak Dorota z Irena przeczytają mój opis porodu to niepamięć porodowa nie pomieszała faktów za mocno.
Dalsze wchodzenia do basenu, kucanie chodzenie i machanie nogami to ciało podpowiadało jak działać i sprawiło, że chyba zrobiło się pełne – pamiętam że mogłam już dotknąć główki bardzo nisko ale Dorota z Irena zaczęły coś sprawdzać.
Przekazały informacje, że główka schodzi ale jeszcze jest 'w skosie’ więc nie jest to moment na tzw. parcie – jeszcze nie i sugerują leżenie na prawym boku.
Dygresja : główka zeszła o wiele niżej i to było to czego się bałam, że ten ból z główki nad wchodem miednicy schodzacej niżej będzie gorszy a w sumie było lepiej.
To co mówią pacjentki czyli jak zrobi się pełne rozwarcie to jest łatwiej i kobieta czuje, że te skurcze MAJĄ SENS.
Natomiast leżenie na prawym boku do wygodnych nie należało i w ogóle gdybym musiała – a na szczęście NIE MUSIAŁAM położyć się na plecach w jakimkolwiek okresie porodu to CHYBA BYM UMARŁA. Możliwość zachowania mobilności była kluczowa do tego żeby to wszystko wytrzymać. Z nogą zwieszoną do dołu a czasem unoszoną do góry – trzymanie jej przez Irenke było bardzo wspierajace. W skurczu ciągnęłam chuste zawieszona o belki a Adam podawał mi wodę I ZIMNE OKŁADY o BORZE jakie to było dobre.
Ponieważ leżenie na boku nie przyniosło zamierzonego efektu dostaliśmy komunikat, że zostajemy sami mamy robić co tylko chcemy żeby podnieść poziom oksytocyny a położne odsuwają się na bok do drugiego pokoju.. Wody płodowe były ciągle zachowane, w porodzie domowym nie przebija się ich specjalnie, mają odejść same. I znowu moja analiza : acha czyli coś nie idzie dlatego te wody się tak trzymają, stoi w miejscu, pewnie planują transfer.
Obmyslając jak ta głowa idzie i w jakim mechanizmie powinnam otwierać miednicę zaczęłam to robić BEZ ŻADNEGO EFEKTU. Analityczny mózg, który szuka logiki jest totalnie bezużyteczny w porodzie.. Ale po jakimś czasie wyciszyłam się i pomyślałam sobie kolejny raz, że koniec bycia położną i mam zrobić to co mi podpowiada ciało. I podpowiadało coś zupełnie odwrotnego niż logika mechanizmu porodu. Po kilku minutach i skurczach w ruchach, które dyktowało ciało poczułam delikatny zwrot głowy – to jest szalone ile można czuć w miednicy i jak jest się świadomym swojego ciała.
Dorota z Irenka wróciły a ja kucnelam w objęciach Adama i odplyneły czyste wody.
Gdy po kilku kucnięciach i poczuciu że główka schodzi do dołu usłyszałam : chodź położymy się na łóżku na boczku – to był komunikat na który czekałam – wiedziałam że podchodzimy do wychodzenia główki i próby ochrony krocza.
Było to intensywne przeżycie na skurczu ale ciągle powtarzałam sobie, że mała wie co robi, że omawialysmy to tyle razy, że dokładnie wie jak się urodzić i żeby się nie bała. Wtedy trwało to dla mnie wieczność.
Wcześniej pamiętam jak patrzyłam na zegarek, który wskazywał chyba 5 z wieloma minutami a za oknem było ciemno a później Pamietam, że zaczęło świtać ( więc tu czas nie ma logiki coś tu się nie składa ) więc widziałam tylko twarz Ireny i świtanie za oknem a słyszałam słowa Doroty nawigujące mnie co mam robić i kiedy być luźno a kiedy oddychać.
No nie jest łatwo robić luźno, luźno w tym etapie. Podziwiam wszystkie kobiety, które temu podołały.
Na tym etapie pomagały zimne okłady i obecność Adama z tyłu mojej głowy oraz cisza – chociaż tak pięknie płacząc powtarzał, że super sobie radzę to poprosiłam go żeby nic nie mówił.
Cierpliwość i wyczekanie za które podziwiam Dorotę i Irene jest niesamowita.
Gdy urodziła się główka resztę tej małej dziewczynki przejęłam JA – bardzo lubię taki motyw w prowadzeniu porodu chociaż mi udało się tego z pacjentkami dokonać tylko kilka razy.
Położyłam ją obok siebie – i tutaj część emocjonalna. Patrzyłam jej głęboko w oczy i mówiłam, że wiedziałam, że jest dziewczynkom, że przepraszam, że potrzebuję sekundkę żeby ją przytulić ale to był spory ból i naprawdę potrzebuje chwilkę.
Dorota, Irena i Adam płakali ze wzruszenia co było dla mnie tak śliczne i jeszcze bardziej emocjonalnie i duchowo zamknęło klamrę tego doświadczenia.
Nie jestem w stanie w tym opisie zawrzeć wszystkich emocji, które mi towarzyszyły i wiem, że opis jest mocniej położniczy ale taki jest jego cel pokazać go właśnie w ten sposób.
Nie zamieniłabym tego doświadczenia na nic innego. Było dla mnie najpiękniejsze na świecie i tak jak zawsze mówiłam, że poród powinien się kojarzyć z MOCĄ, SIŁĄ, ENERGIĄ tak właśnie tego pozwolił mi doświadczyć i właśnie tej mocy i energii mi dodał. Miałam obok siebie osoby, które na żadnym etapie we mnie nie zwatpiły. A cała ta ciąża pozwoliła mi odsunąć z mojego życia tych, którzy tą wątpliwość we mnie wzbudzali w całym życiu.
Jeśli ktoś oczekiwał – a zdecydowana większość stawiała na chłopaka, że będzie to Jeremi, Fryderyk albo Dyzio to ku zaskoczeniu tejże większości.. Wierzę, że Łucja, urodzona o poranku i ta, która niesie światło przyszła do nas NIE przypadkowo. Dla dziewczynki mieliśmy tylko jedno imię, które przyszło do nas już kilka lat temu. Może ona już wiedziała, że się tu pojawi. Mimo tego, że na początku było mi z tym ciężko i wiem że jeszcze wiele przed nami to mam taki zachwyt nad nią i tyle jej zawdzięczam, że nie jestem w stanie tego jeszcze ogarnąć rozumem.
Nadal słowo MAMA wzbudza we mnie niezbyt pozytywne odczucia i na pytanie jak się czuje jako mama, nie czuje się mamą. Czuję się Wandą z córką – i to jest dla mnie piękne!
Urodziło się łożysko, CAŁE co bardzo mnie ucieszyło. Po jakimś czasie poprosiłam o przekazanie Lusi w kontakt skóra do skóry do Adama więc Lusia na pępowinie z łożyskiem w misce ( któremu niestety nie zdążyłam się przyjrzeć ani zrobić jednego zdjęcia a jestem fanką łożysk i kocham je pokazywać rodzicom po porodzie bo to jedyna taka możliwość – troszkę za nim tęsknię, że nie wiem jak wyglądało nasze ale to przeszło na dalszy plan )
Kolejną informacją na którą czekałam było JAK KROCZE. Miałam taką myśl i dyskutowaliśmy o tym przed porodem, że bierzemy pod uwagę że jeśli obrażenia będą za duże to bez zastanowienia jedziemy do szpitala – z powodu moich uczuleń na leki znieczulające.
Siara była odciagnieta, rozmrożona a Adam gotowy na to że może mnie chwilę nie być..
Gdy usłyszałam werdykt, że obrażenia są niewielkie i zaczynamy szycie aż nie wierzyłam, że to możliwe.
Zrobiłam jeszcze taką śliczną przemowę jakie to dla mnie ważne po tym jak słyszałam w rodzinie tylko ŹŁE I TRAUMATYCZNE HISTORIE PORODÓW gdzie byky problemy i z dziećmi i kobietami to że udało mi się przełamać i zamknąć tą passę. Że Lusia ma się cudownie i ze mną też dobrze. Z ogromną wdzięczności wypowiadałam się za ten poród bo było to niesamowite!
Podczas szycia krocza zaczęłam czuć taki dziwny ból w miednicy gdzieś w okolicy guza kulszowego. Było to dla mnie dziwne gdyż był on od odwrotnej strony niż ta na której leżałam na boku. Bardzo nietypowy ból i patrzyłam w stronę tej małej dziewczynki z myślą : jeju jeśli mnie tak boli miednica to jak Ciebie musiała boleć główka skoro tamtędy schodziła. Ból był naprawdę dziwny ale nie dawał żadnych innych objawów. Po DWÓCH GODZINACH. czyli zakończeniu czwartego okresu porodu. Zakończonym szyciu leżałam już karmiąc tą małą koleżankę piersią. Irenka po sprawdzeniu wszystkiego powiedziała, że musi nas przeprosić ale idzie do pracy natomiast ze mną została jeszcze Dorota.
Historia mojego wymarzonego porodu który był naprawdę piękny i nie zamieniłabym go na żaden inny. Mam wielką wdzięczność, że mogłam to przeżyć.
Na tym chciałoby się zakończyć tą historię ale w części pierwszej wstępu tytuł pokazał, że nie będzie tak łatwo i idealnie.
Więc na dalszą część, wczesny połóg opisałam na Facebooku : Wanda Stadnicka Położna BREASTfriend
I instagramie : poloznawanda
Dziękuję. Poród i dalsza przygoda to morze wdzięczności. Całość była piękna.